Między niebem a ziemią – Barania Góra w chmurach


Każdy wolny dzień z przyjemnością przeznaczam na górską wędrówkę, nawet jeśli ten rok oferuje bezśnieżną zimę. Tym razem wybór pada na Baranią Górę z prostego powodu - dawno mnie nie było w tych okolicach.
Jedziemy do Wisły Czarne, skąd zaplanowaliśmy trasę, a samochód zostawiamy na dużym, leśnym parkingu. Wędrówkę rozpoczynamy czarnym szlakiem, który na dystansie 5 kilometrów jest asfaltową drogą. Dolina Czarnej Wisełki pogrążona jest w cieniu, nie mijamy żadnych turystów, a wokół na darmo szukać widoków. Po upływie godziny skręcamy w lewo, zmieniając znaki na czerwone i wreszcie wchodzimy na leśną ścieżkę. Szlak nie jest wymagający, prowadzi umiarkowanie w górę i już po 20 minutach docieramy do schroniska na Przysłopie pod Baranią Górą. Wydaje się, jakby miejsce było opuszczone - nie ma ani obsługi, ani podróżnych, więc siadamy w przedsionku i szybko wcinamy kanapki. Pamiętam, jak byłam tu niemal 20 lat temu z rodzicami i zdecydowanie w tym miejscu czas się zatrzymał. Budynek jest zaniedbany, obskurny, niczym nie przypominający schroniska dla zmęczonych turystów...

Przysłop pod Baranią Górą
W schronisku nie zostajemy długo i po szybkim śniadaniu ruszamy w kierunku szczytu. Szlakowskaz wskazuje godzinę marszu, a pod nogami pojawia się lód, co zwiastuje nadchodzące kłopoty. Gdzie możemy, obchodzimy ścieżkę między drzewami, ale i tak co kawałek któreś z nas podjeżdża. Mniej więcej w połowie drogi wchodzimy w gęstą mgłę, która bardzo ogranicza widoczność, więc zmniejszamy odstępy miedzy sobą, żeby nikt nie zniknął z pola widzenia. Po 10 minutach marszu po omacku i smutku w oczach, że niczego nie zobaczymy, wychodzimy na grzbiet. I wtem staje się cud - znów pojawia się słońce, natomiast chmury pozostają pod nami. Szybko pokonujemy ostatnie metry do wierzchołka, po czym niezwłocznie wchodzimy na wieżę widokową. Naszym oczom ukazuje się gęste morze chmur oraz samotna wyspa Tatry. Czuję się, jakbym dryfowała między niebem a ziemią. Przyszło nam doświadczyć niesamowitego spektaklu natury.

Tatry 💙
Babia Góra
Skrzyczne
Beskid Śląsko-Morawski
Szersza perspektywa
Kolosy z bliska
Szlakowskazy i Beskid Żywiecki
Wieża widokowa
Niestety na szczycie nie możemy pozostać zbyt długo ze względu na styczniowy, lodowaty wiatr. Zejście dla odmiany zaplanowaliśmy niebieskim szlakiem wzdłuż źródeł Białej Wisełki. Idziemy zacienionym zboczem, więc jest dużo chłodniej, a pod nogami jest spore oblodzenie, znacznie spowalniające wędrówkę. Niezmiernie się cieszymy, gdy w połowie drogi śnieg całkowicie znika, jednak radość nie trwa długo. W miejsce lodu pojawia się masa błota, więc kolejne 20 minut próbujemy przebrnąć przez to bagno. Odetchnąć właściwie możemy dopiero, gdy docieramy do drogi asfaltowej, którą będziemy wędrować jeszcze 5 km. Po łącznym dystansie 20 kilometrów zamykamy pętlę przy samochodzie.
Z jednej strony dzisiejsza trasa nas niesamowicie wymęczyła, z drugiej szczyt dostarczył niezapomnianych wrażeń. Tym razem zwrot "nad poziomem morza" mogłam odczuwać dosłownie, a blask słońca pośród chmur ładował ekspresowo akumulatory. Cel był po stokroć warty trudów wędrówki.


A.N.

06.01.2014



1 komentarz:

  1. Kiedyś trzeba iść na tą Baranią Górę. Niesamowicie to wygląda. Niestety nie byliśmy na Baraniej ostatnio, nie było pogody a z dziećmi w deszczu to średnio. Liczę na to że jeszcze się uda.

    OdpowiedzUsuń