Piękny sierpniowy dzień. Trasa od dawna przeze mnie zaplanowana czekała tylko na odpowiednie warunki i takie oto nadeszły dzisiaj. Poranna pobudka i lecę na busa do Szczyrku - odjazd o 7:00. Pół godziny później wysiadam pod koleją linową na Skrzyczne i zaczynam wędrówkę niebieskim szlakiem. Trasa od początku jest wymagająca kondycyjnie - najpierw idę przez las, potem przechodzę pod kolejką, a im jestem wyżej, tym teren bardziej się odsłania. Mimo nachylenia terenu mam dobre tempo i po nieco ponad 30 minutach docieram na Polanę Jaworzyna. Oglądam piękną panoramę na Szczyrk, Magurę i Klimczok, jak również charakterystyczny maszt na wierzchołku Skrzycznego.
|
Widok z Jaworzyny |
|
Szczyt wydaje się niedaleko |
Po chwili ruszam dalej - idę przez las, a szlak stopniowo łagodnieje. Pokonanie drugiego odcinka na szczyt nie jest kompletnie męczące, więc po 40 minutach melduje się na Skrzycznem. Najpierw zaliczam platformę widokową, by rzucić okiem na pobliskie góry, natomiast przerwę śniadaniową realizuję na tarasie przed schroniskiem. Rozanielona zapominam zrobić pamiątkowych zdjęć i niezwłocznie udaję się w dalszą drogę - grzbietem na Małe Skrzyczne. Późno sierpniowy krajobraz robi wrażenie.
|
Widok na grzbiet i szlak zielony |
Pełna energii kontynuuję wędrówkę szlakiem zielonym w kierunku Malinowskiej Skały. Ścieżka nieustannie prowadzi grzbietem z niewielkimi podejściami, a wokół roztaczają się genialne widoki. Wariant ten jest uznawany za jeden z najpiękniejszych w Beskidzie Śląskim. Na Malinowską Skałę docieram po 45 minutach marszu i wstyd się przyznać, ale jestem tu po raz pierwszy w życiu. Wierzchołek zachwyca panoramą, a charakterystyczne skały są niesamowicie fotogeniczne. Na pewno będę wracać w te okolice.
|
Zespół skalny na Malinowskiej Skale |
|
Skała jest sporych rozmiarów |
|
Ja i Skrzyczne |
Moim kolejnym celem jest Magurka Wiślańska, natomiast na Baranią Górę pozostały jeszcze 2 godziny marszu. Wciąż podążam zielonym szlakiem, a zejście z Malinowskiej jest dosyć strome po luźnych kamieniach. Niebawem muszę odrobić wysokość, zdobywając Zielony Kopiec, który oferuje równie ładne widoki. Szlak nieustannie prowadzi odsłoniętym terenem i po około godzinie docieram na Magurkę Wiślańską, będącą zwornikiem trzech grzbietów.
|
Okoliczne widoki |
|
Magurka Wiślańska |
Już po chwili moim oczom ukazuje się ostatni cel dzisiejszej wędrówki - Barania Góra. Początkowo szlak prowadzi równym terenem, by potem przejść w trawers jej wschodnich zboczy. Ostatni odcinek to już ostrzejsze podejście, zwieńczone widokiem żółtej konstrukcji na szczycie. Na liczniku wybija 15-ty kilometr trasy, jest słonecznie, choć widoczność nie do końca zadowala. Mimo wszystko wchodzę na wieżę, by podziwiać okoliczne szczyty i pasma. Lubię wracać na Baranią Górę.
|
Widok na wschód - Beskid Żywiecki |
|
Grzbiet, którym maszerowałam |
|
Beskid Śląski |
|
Na wieży |
Po chwili odpoczynku przede mną kolejny etap wędrówki - zejście do schroniska Przysłop pod Baranią Górą. Szlak początkowo prowadzi wciąż grzbietem wśród świerków, by potem przejść w kamienisty, niewygodny wąwóz. Po 30 minutach spokojnego marszu docieram na miejsce. Ostatni raz w okolicy schroniska byłam z rodzicami kilkanaście lat temu, ale od tamtych czasów nic się tutaj nie zmieniło. Budynek z roku na rok popada w coraz większą ruinę i wręcz odstrasza.
|
Schronisko |
Zejście zaplanowałam czerwonym szlakiem na Kubalonkę, skąd mam zamiar dostać się na PKP Głębce. Trasa przebiega zarówno w dół, jak i w górę i choć nie przepadam za taką opcją powrotu, to nie mam innej możliwości. Po około 2 godzinach marszu docieram na Stecówkę i bez przystanku idę dalej. Chwilę później znajduję się na Przełęczy Szarcula, gdzie mylę szlaki i zamiast kierować się na Przełęcz Kubalonka, to odbijam żółtym na Koziniec. Nadrabiam trochę kilometrów, na szczęście niebawem docieram na drogę asfaltową i po 20 minutach melduję się na Dworcu PKP Wisła Głębce. Wybija 30-ty kilometr i pada mi telefon. Jest godzina 17:00, natomiast na rozkładzie pociąg do Wisły centrum jest dopiero o 18:00. By nie tracić czasu, uznaję, że zweryfikuję jeszcze przystanek PKS i faktycznie się opłaca, bo autobus jedzie za 15 minut. Przesiadam się w centrum Wisły, gdzie łapię busa do Bielska i choć wracam do domu padnięta, to niesamowicie szczęśliwa. W końcu nie co dzień chodzę ze Szczyrku do Wisły na piechotę, w dodatku przez pagórki 1200m n.p.m. 😅
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz