Wędrówka w śnieżycy - Szyndzielnia i Klimczok


W drugi dzień Bożego Narodzenia postanawiamy ruszyć w góry. Choć 25-tego grudnia o śniegu można pomarzyć, to kiedy 26-tego wyglądam rano przez okno, jest biało. Dzisiejszy plan zakłada zdobycie Szyndzielni i Klimczoka, więc po 8:00 startujemy z parkingu pod Dębowcem czerwonym szlakiem. Krajobraz wokół jest zimowy, a śniegu wciąż dosypuje. 

Szlak czerwony
Na 5-kilometrowym odcinku nie spotykamy nikogo, a droga choć nam bardzo dobrze znana, to w tym nietypowym anturażu mija szybko. Po upływie 1,5 godziny meldujemy się w schronisku na Szyndzielni, gdzie mamy zamiar się ogrzać oraz osuszyć ubrania z mokrego śniegu. Wewnątrz trafiamy na pierwszych turystów, choć duża jadalnia i tak świeci pustkami. Schronisko na Szyndzielni jest pierwszym tego typu obiektem w polskich Beskidach i działa od 1897 roku.

Schronisko PTTK Szyndzielnia
To jednak nie koniec naszej wędrówki, więc po odpoczynku ruszamy w kierunku Klimczoka. Szlak jest pusty, a drogę na szczyt musimy torować, co dodatkowo spowalnia marsz. 2-kilometrowy odcinek pokonujemy w 30 minut, co oznacza, że właśnie stoimy na szczycie Klimczoka. W chmurach i śnieżycy nie widać nawet schroniska na przeciwległym zboczu Magury, tym bardziej możemy zapomnieć o górskich panoramach. Ale dziś klimat tworzą ogromne płatki śniegu spadające z nieba i mrok, który pochłania Beskidy.

Klimczok - szczyt
Mroczny krajobraz
Tam gdzieś jest schronisko
Na miejscu nie zabawiamy zbyt długo i już niebawem udajemy się w drogę powrotną. Po świeżym puchu idzie się bardzo przyjemnie, a z naprzeciwka zaczynają pojawiać się inni śmiałkowie. Powrót przebiega również szlakiem czerwonym, a po 90 minutach znajdujemy się przy samochodzie. 
Dzisiejsza śnieżna przygoda, choć pozbawiona widoków była naprawdę fajnym dniem w górach. Wędrówka bez pośpiechu, cieszenie się z małych rzeczy i przebywanie na świeżym powietrzu, zawsze są wartością dodaną.


A.N.

25.12.2014



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz