Na krańcu Tatr Zachodnich - Siwy Wierch


Długi czerwcowy weekend zapowiada się całkiem przyzwoity, więc mam zamiar okiełznać Tatry Zachodnie, ale te mniej znane, te bardziej opuszczone – słowackie. Na bazę wypadową wybieram miejscowość Zuberec, która jest małą mieścinką położoną na samym krańcu tegoż pasma. Zanim jednak tam dotrę na pierwszy strzał chcę zdobyć Siwy Wierch, który jest najdalej wysuniętym na zachód tatrzańskim szczytem. Nie jest on wysoki, bo ma bagatela 1805m n.p.m., ale ma unikalny charakter i do tego nie jest zbyt często wybierany za cel wędrówki, więc właśnie dlatego ja tam chcę iść.
Trasę rozpoczynam z punktu Biela Skala, który znajduje się około 5km za Zubercem. Docieram tam kilka minut przed 8:00, po czym obieram szlak czerwony, który bezpośrednio prowadzi na wspomniany Siwy Wierch. Dzień jest słoneczny i dość ciepły, aczkolwiek poranne powietrze wciąż jest rześkie. 


Start
Na początek czeka mnie podejście lasem i pomimo, że szeroka droga zachęca, by nią podążać, szlak prowadzi ścieżką nieopodal. Oczywiście obie drogi lecą równolegle, ale gdyby np. polało, to szeroka droga do zwózki drzewa z pewnością zamieniłaby się w kupę błota. Tak więc idę sobie wygodnie ścieżynką, która obecnie pnie się intensywnie w górę i dzięki temu szybko zdobywam wysokość, a co za tym idzie szybko pojawiają się pierwsze widoki. Tatr na razie nie widać, ale pobliskie pasmo Skorusińskich Wierchów wygląda nadzwyczaj soczyście. Zielone zbocza prezentują się całkiem ładnie, w dole widać pobliski kamieniołom, a podejście nieco łagodnieje. 

Widok na Skorusińskie Wierchy
Niebawem ścieżka skręca delikatnie w lewo i odtąd po miękkiej ściółce kluczę między drzewami. Zauważam także, że na czerwonym szlaku dokładnie co 100m wzwyż usytuowane są pachołki z wysokością „n.p.m”. Może to być zarówno motywujące, jak i deprymujące, ale w moim przypadku motywuje i miło patrzeć, kiedy mam kolejne 100 metrów przewyższenia za sobą. Po 50 minutach nieprzerwanego marszu docieram do Białej Skały, która jest masywem zbudowanym z wapieni i dolomitów. Zerkam na nią ukradkiem między drzewami, po czym ruszam w dalszą drogę. W końcu Siwy Wierch czeka.

Pachołki motywatory
Biela Skala
Powoli opuszczam piętro lasu, a wokół zaczynają się pojawiać pierwsze kępy kosodrzewiny. Spotykam również pierwszych wędrowców i docieram do przyjemnej widokówki, znajdującej się na 1400m n.p.m. Mogę stąd obserwować pasmo Gór Choczańskich, Beskid Żywiecki oraz Skorusińskie Wierchy. Turyści niebawem ruszają dalej, a ja zostaję na moment sama, by pokontemplować w ciszy nad otaczającą przyrodą i krajobrazem, który nijak wygląda na tatrzański. No ale to akurat mnie nie dziwi, bo Siwy Wierch właśnie taki ma być – mało tatrzański.

W kierunku Gór Choczańskich
Zielone zbocza
Po pokonaniu kolejnych kilkudziesięciu metrów na trasie, wreszcie przede mną pojawia się kopuła szczytowa Siwego Wierchu, choć wcale nie jest na wyciągnięcie ręki. Czeka mnie tam jeszcze spory odcinek, ale na szczęście drzemie we mnie tyle energii, że żaden dystans jest nie straszny. Wąska ścieżka prowadzi grzbietem wśród krzewów i kosówki, szlak niepostrzeżenie wznosi się w górę, a o zdobywaniu kolejnych metrów przypominają coraz rozleglejsze widoki. W końcu wyłania się przede mną nieśmiało również kawałek Tatr. 

Ścieżka i Siwy Wierch
Siwy Wierch i Masyw Brestowej
Brestowa po prawej, po lewej w oddali Osobita
Siwy Wierch z każdym krokiem coraz bardziej mnie hipnotyzuje, a jego skalista kopuła powoduje mały dreszczyk emocji. Wkrótce docieram na miejsce zwane Siwym Przechodem, które jest pełne dolomitowych formacji, wyglądających niczym labirynt. Szlak robi się niebywale interesujący oraz atrakcyjny widokowo, ponieważ jest na swój sposób unikalny. Uśmiech pojawia się na twarzy i rezolutnie maszeruję dalej. 

Hipnotajzing
Siwy Przechód
Skalne maczugi
Po kilku minutach zatrzymuję się przed pierwszym kominkiem, gdzie na dobre żegnam się z kijami i rozpoczynam skalną wspinaczkę. To właśnie tutaj mają swój początek Rzędowe Skały, a szlak naszpikowany jest tego typu atrakcjami czasem ubezpieczonymi, w większości jednak dobrze wyrzeźbionymi. Odcinek nie powinien przysporzyć trudności umiarkowanie sprawnemu turyście, a jako nieco niższa osoba również sobie dobrze radziłam. Cały widz polega na tym, że szlak nie jest eksponowany, więc wędrówka przebiega na luzie, a trudniejsze momenty nie są wcale skomplikowane, a wymagają jedynie małego kombinowania i czujności, którędy biegnie szlak. Mnie osobiście najbardziej fascynuje kontakt palców z zimną, suchą skałą i jej niesamowite oddziaływanie na całokształt. Idę, dotykając tych surowych formacji i wiem, że jestem we właściwym miejscu. Wiem, że liczy się tu i teraz, i ta niewidzialna więź z naturą. 

Składamy kije
Wędrówka pośród skał
Trochę żelastwa – łańcuchy i klamry
Już 1700m n.p.m.
Wszechobecna skała
Widoki po lewej
Pokonanie Rzędowych Skał zajmuje mi około 50 minut i jest to naprawdę niezwykłe doświadczenie – nie cielesne, ale jakieś metafizyczne. Skalny labirynt mnie w jakimś sensie pochłonął. Kiedy dostrzegam wreszcie wierzchołek i stojący nań pachoł jestem szczęśliwa, że nadchodzi koniec, a jednocześnie zawiedziona, że to już. Kopuła szczytowa odsłania widok na zachód i prężące się grzbiety Tatr, dlatego właśnie siadam po tamtej stronie, by jak najdłużej napawać się panoramą. Na wierzchołku jest zaledwie jedna grupa, która szła nieco przede mną, potem pojawia się więcej wędrowców, ale to i tak garstka w porównaniu z innymi tatrzańskimi szczytami. Odpoczywam i chłonę ciszę. To nieprawdopodobne jak człowiek uzależnia się od gór, jaką silną pozycję potrafią sobie one wywalczyć w umyśle. W szybkim tempie życia coraz rzadziej miałam czas, by wyrwać się i zapomnieć o problemach i obowiązkach. Teraz siedzę tu na 1805m n.p.m. i wiem, że jestem we właściwym miejscu, że zatracam się z każdą sekundą coraz bardziej.

Tuż przed wierzchołkiem
Patrzcie gdzie jestem!
Osobita oraz szlak przez Miękki Wierch na Brestową
Bobrowieckie Pliesko
Brestowa
W kierunku Salatynów
Pełna panorama na zachód ze szczytu
Ostra
Babia Góra i Jezioro Orawskie
Mały człowiek i góry
Pachoł szczytowy
Po długim popasie na wierzchołku czeka mnie nic innego jak powrót tą samą drogą, bez możliwości zrobienia sensownej pętli, która by mnie nie wykończyła. Tak więc wracam czerwonym szlakiem przez Radove Skaly i to co było zabawą w górę, teraz będzie kombinowaniem w dół. Wszystko oczywiście do ogarnięcia, ale niekiedy klamry są zbyt nisko rozstawione jak na moje nikłe 167cm wzrostu. No, ale jakoś sobie radzę i sprawnie pokonuję pierwszy odcinek, by po 45 minutach kontynuować wędrówkę już wygodnie na dwóch nogach. 

Widoki przy zejściu
Pogoda żyleta
Na Siwym Przechodzie ponownie rozkładam kije i teraz już wygodnie maszeruję ścieżką wśród kosówki. Kolejne metry mijają umiarkowanie, a nawet powiedziałabym ślimaczo pomimo dobrego tempa. Kiedy po 30 minutach docieram do niewielkiej widokowej polanki postanawiam zrobić krótką przerwę. Po wznowieniu wędrówki niebawem znikam w lesie, co jest istną oazą w palącym, czerwcowym słońcu. Spokojnym tempem tracę wysokość i niebawem docieram do samochodu. Całość trasy zajmuje mi 5h na dystansie 10km, co przy atrakcyjności skalnej szlaku jest całkiem niezłym wynikiem.

Szlak czerwony
Z tyłu
Ostatnie widoki – Skorusińskie Wierchy i kamieniołom
Przy samochodzie powoli rozciągam mięśnie, by nie zdążyły nabawić się zakwasów przed kolejnymi wędrówkami, a w duchu wciąż jeszcze jestem pośród surowego krajobrazu przeplatanego delikatną roślinnością. Dziwny ten Siwy Wierch – niby taki niedostępny i groźny, ale kiedy poznaje się go bliżej, staje się wrażliwą istotą wywołującą pozytywne emocje. Nie zaprowadził mnie w serce Tatr, ale pozwolił się odnaleźć. Wąska ścieżka pełna kominków i zakrętów nierzadko przeraża, ale kiedy wydobędzie się z siebie siłę, nagle staje się tylko kolejnym metrem wzwyż. Właśnie tak ten Siwy Wierch mnie zahipnotyzował - zostawił ślad w duszy, a wyczyścił solidnie umysł. Tego mi było trzeba!


A.N.

15.06.2017



1 komentarz:

  1. Fajne te pachołki motywatory. Lubię wiedzieć ile jeszcze zostało przewyższenia do pokonania :D

    OdpowiedzUsuń