Bieszczadzkie rude grzbiety - Szeroki Wierch, Tarnica, Krzemień, Bukowe Berdo


Kolejną jesienną trasę w Bieszczadach planuję w formie 20-kilometrowej nie końca domykającej się pętli. Wędrówkę rozpoczynamy o 7:15 w Ustrzykach Górnych i dalej przez Szeroki Wierch, Tarnicę oraz Krzemień chcemy dotrzeć na Bukowe Berdo. Obieramy szlak czerwony, który początkowo prowadzi drogą jezdną, a szybkie tempo ma za zadanie rozgrzać nas w ten rześki poranek. Po 20 minutach marszu wchodzimy do Bieszczadzkiego Parku Narodowego i kontynuujemy wędrówkę po równym podłożu. 

Pierwszy cel za 2,5h
Początkowy marsz po drewnianych podestach niebawem przeradza się w leśną ścieżkę o całkiem przyzwoitym nachyleniu. Idziemy pięknym bukowym lasem, który mieni się w odcieniach żółci, czerwieni i brązu. Liście przyjemnie szeleszczą pod butami, a świergot ptaków pozytywnie nastraja do dalszej wędrówki. Po upływie około 1,5h wyłaniamy się z lasu na otwarty teren, gdzie spalone słońcem trawy charakterystycznie szumią na wietrze. To właśnie tutaj zaczyna się grzbiet Szerokiego Wierchu, który słońce rozświetla swoim blaskiem. Gdy dostrzegam ławki przy szlaku, postanawiam zatrzymać się na śniadanie.

Bukowy las
Dzień budzi się do życia
Tabliczki wyznaczają drogę
Początek grzbietu Szerokiego Wierchu
Niebawem ruszamy w dalszą drogę, wciąż czerwonym szlakiem, a ten prowadzi ścisłym grzbietem. Z każdym metrem wysokości wzmaga się wiatr, a dodatkowo w naszym kierunku nadciąga złowroga niska chmura. W końcu znikamy we mgle niczym Alicja w króliczej norze, 
spychani coraz mocniej w kierunku północnym przez zimne i silne podmuchy. Z ledwością wciągam małe hausty powietrza, mocno stawiam kolejne kroki, ale nie oszukujmy się – ta wędrówka nie należy do przyjemnych. 

Znikam we mgle
Ścieżka grzbietem Szerokiego Wierchu
Po około 45 minutach walki osiągamy najwyższy szczyt połoniny, w zasadzie nie będąc do końca tego faktu pewnym. No bo tabliczki brak, a rozeznania w terenie w tej mgle tym bardziej. Czym prędzej ruszamy dalej, wdrapując się na kolejne wzniesienie i na próżno wypatrując szczytu Tarnicy, która w zasadzie powinna być tuż przed nami. Mijamy samotną turystkę, która właśnie zastanawia się, czy już nie przeoczyła najwyższego szczytu Bieszczadów, ale zapewniamy ją, że na pewno nie – najpierw musi być przełączka. I tak po kwadransie docieramy na ową przełączkę, która wita nas szaleńczym wiatrem i wcale nie zachęca do zdobycia Tarnicy.

 To chyba najwyższy wierzchołek Szerokiego Wierchu
Przełączka pod Tarnicą
Odtąd maszerujemy żółtym szlakiem, uważnie stawiając kroki na kamieniach zroszonych poranną mgłą. Trawersując zbocze góry, nie odczuwamy podmuchów wiatru, ale z każdym krokiem jest zimniej i mniej przyjemnie. Po 15 minutach zdobywamy szczyt, a spośród chmur wyłania się wielki krzyż. Siadamy skuleni na ławce, czekając na cud i choć na moment chmury się podnoszą i robi się jaśniej, to po chwili znowu nastaje mrok i ciemność. Najwyższy szczyt Bieszczadów tym razem ukrywa swoją rozległą panoramę.

Wierzchołek Tarnicy
Mgła spowiła krajobraz na dobre
Nie mając nadziei na poprawę pogody, wracamy do przełączki pod Tarnicą, po czym skręcamy w prawo na szlak czerwono-niebieski, który sprowadzi nas do Przełęczy Goprowskiej. Już po chwili chmury się rozstępują, a naszym oczom ukazują się masywne zbocza Krzemienia. Wszystko wskazuje na to, że pogoda zostanie odczarowana i spod gęstej mgły wreszcie wyłonią się bieszczadzkie zbocza skąpane w rudościach.

Zejście z Tarnicy
Szlak do Przełęczy Goprowskiej z widokiem na Krzemień
Pogoda odczarowana
Naszym najbliższym celem jest Przełęcz Goprowska, a dalej zgodnie z planem wybieramy się na Krzemień i Bukowe Berdo. Po zejściu z Tarnicy pogoda dopisuje i choć wciąż jest chłodno, to skąpany w słońcu krajobraz pozytywnie nastraja do dalszej wędrówki. Siodełko o wdzięcznej nazwie osiągamy po 20 minutach i mało kto wie, że do 2010 roku stacjonowali tutaj ratownicy GOPR, a ich dyżurką był namiot.

Zbliżenie na Krzemień i szlak niebieski
Przełęcz Goprowska
Za nami Tarniczka i Tarnica
Podejście na Krzemień jest niesamowicie wymagające kondycyjnie, a wchodzenie po drewnianych schodach szybko rozgrzewa mięśnie pośladków i ud. Jedynym ukojeniem przy takim wysiłku jest podziwianie rudych, łagodnych połonin wokół. Po 30 minutach osiągamy drugi co do wysokości szczyt Bieszczadów i podziwiamy niedawno zdobytą Tarnicę oraz Szeroki Wierch. Niegdyś szlak prowadził ścisłym grzbietem Krzemienia, jednak Park Narodowy zlikwidował szlak, podobno ze względu na niszczenie unikalnej przyrody przez turystów. Krzemień jest jednym z moich ulubionych szczytów w Bieszczadach i lubię tu wracać. Lubię jego panoramę i oryginalność ❤

Widok z podejścia na Krzemień
Z tyłu została Tarnica
Szeroki Wierch
Widok ze szczytu na Bukowe Berdo
Na Bukowe Berdo pozostało około 10 minut marszu, więc ruszamy spokojnym krokiem w jego kierunku. Na szczycie jest nieco wietrznie, ale nie przeszkadza nam to w podziwianiu panoramy Tarnicy, Halicza, doliny Sanu, czy pasm ukraińskich. Z wierzchołka również genialnie widać cały grzbiet Bukowego Berda, pełnego wychodni skalnych i unikalnego charakteru. Ruch turystyczny jest umiarkowany, więc możemy się również nasycić ciszą, przeplataną świstem wiatru.

Grzbiet Bukowego Berda
Niebieski szlak prowadzi grzbietem połoniny, z wyjątkiem kilku odcinków, gdzie zmieniony został przebieg ścieżki ze względu na ochronę przyrody oraz bezpieczeństwo. To najpiękniejszy odcinek całej naszej dzisiejszej wędrówki - nie tylko widok jest niesamowity, ale i unikalna przyroda. Przejście całego grzbietu przewidziane jest na nieco ponad godzinę i faktycznie tyle zajmie spokojnym tempem. Ale jak można by iść szybciej, kiedy wokół takie cuda… 

Ścieżka wśród złocistych traw
Bukowe Berdo oraz Krzemień
Na końcu połoniny, przy krzyżówce szlaków większość wędrowców skręca w kierunku Mucznego. Nasza trasa zakłada jednak marsz szlakiem niebieskim aż do Pszczelin, gdzie powinniśmy dotrzeć za około 2 godziny. Stamtąd do samochodu pozostanie nam jeszcze 6 kilometrów asfaltem, ale po cichu liczymy, że złapiemy autobus lub stopa. Póki co wciąż podążamy połoniną, teraz już w zupełnej samotności, a po kwadransie znikamy w bukowym lesie, gdzie ścieżka tonie w morzu kolorowych liści. 

Ostatni odcinek grzbietem
Ocean falujących traw
Bukowy las
Odtąd czeka nas spora utrata wysokości, ponieważ z 1201m n.p.m. musimy dotrzeć na 585m n.p.m. Początkowo szlak trawersuje zbocza Berda, a potem umiarkowanie równym terenem prowadzi przez las. Kolejny odcinek jest bardziej stromy, a na liściach trzeba uważniej stawiać kroki. Niebawem szlak zamienia się w leśną drogę do zwózki drzewa, a że ostatnio sporo padało to jest jedną, wielką kupą błota. Trzeba iść naprawdę ostrożnie, by nigdzie się nie wyrżnąć i nie ubrudzić, no bo kto nas wtedy na stopa weźmie…?! Po bitych dwóch godzinach wszystko na szczęście dobrze się kończy, no i my kończymy tę wędrówkę w punkcie Widełki. Ruszamy żwawo asfaltem w kierunku Ustrzyk Górnych, lecz wspaniałomyślnie pierwsze lepsze auto nas zgarnia i podrzuca wprost na parking.
Dzisiejsza bieszczadzka trasa choć początkowa była wredna, to później okazała się bardzo sympatyczna. Bukowe Berdo nieskromnie uważam za najpiękniejszą połoninę w Bieszczadach, choć cała wędrówka mnie oczarowała. Najchętniej siadłabym na jednej ze skalnych formacji i została tam, aż zgasną ostatnie, ciepłe promienie słońca, przyjdzie zimna, jesienna noc i utuli mnie do zimowego snu. Bukowe Berdo po raz kolejny mnie zahipnotyzowało, przepadłam…


A.N.

17.10.2017



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz