Take me to the wonderland –> Kasprowy, Zawory, Gładka Przełęcz


Każdy ma swoje ulubione miejsca, takie gdzie lubi wracać. Tak się składa, że w Tatrach posiadam takie dwa – jednym z nich jest Dolina Hińczowa, a drugim pakiet Zawory + Gładka Przełęcz. I w tym roku właśnie ściągnęło mnie w to drugie.
Zawory i Gładka Przełęcz nie są szczególnie łatwo osiągalne, bynajmniej legalnie. Słowackie szlaki są długie, potrafią zniechęcić już na etapie planowania, więc wcale nie dziwi mnie fakt, iż obie przełęcze świecą pustkami. No i dobrze 😃 Dwa lata temu zdobywałam Gładką od strony Doliny Koprowej, dlatego w tym roku postanowiłam sprawdzić szlak Cichą Doliną Liptowską. Mój plan jest jednak nieco bardziej zawiły 😉 Wykombinowałam, by zaoszczędzić czas i nogi, wjechać kolejką na Kasprowy Wierch i z niego czmychnąć na Słowację. By rozpocząć wędrówkę tak szybko, jak tylko się da, kupuję bilet na przejazd dzień wcześniej już na pierwszy kurs o godzinie 8:00. Przyjemność ta kosztuje 99zł (góra-dół), podczas gdy w kasie bilet kosztuje 69zł. Swoją drogą ciekawa sprawa, ponieważ na Słowacji, kupując bilet on-line płaci się mniej niż w kasie, no ale u nas widocznie na opak. Wsiadam do wagonika nawet chwilę przed czasem, a ten zabiera mnie najpierw na Myślenickie Turnie, a potem wprost na Kasprowy Wierch.


Kierunek Kasprowy
Kiedy tylko opuszczam budynek górnej stacji kolei, szczena opada… Poranny krajobraz jest genialny - grzbiety oświetlone słońcem, wciąż rześkie powietrze, cisza, spokój i pustka 💗 Od razu chwytam za aparat, celując obiektywem w kierunku Krywania, Rycerowych i Tatr Zachodnich. Kasprowy Wierch o poranku jest niesamowity. Cieszę się, że mogę tu być właśnie w tak wyśmienitych okolicznościach, skupiając się tylko na naturze. 

Beskid, Sucha Przełęcz, Pośredni Wierszyk i Krywań
Górna stacja kolejki
Droga…
Poranne światłocienie
Rycerowe
Zbliżenie na Tomanową Przełęcz, dalej Bystra, Starorobociański i Wołowiec
Widać nawet Tatry Niżne
Lans o poranku
Na Suchej Przełęczy szybko odnajduję szlak żółty, którym przekraczam granicę i chowam się za południowe zbocze Beskidu. Ścieżka prowadzi zakosami, dzięki czemu szybko tracę wysokość, nie nadwyrężając przy tym kolan. Najpierw właśnie muszę zejść w dół, by potem ponownie odrabiać utracone metry. Po drodze obserwuję kamziki skubiące trawę, mokrą wciąż od rosy roślinność i dróżkę, która zdaje się zarastać, bo mało kto nią podąża. Ten szlak był strzałem w dziesiątkę - cisza i pustka, czy można chcieć w górach czegoś więcej?

Szlak żółty tam…
Na zboczu widać zakosy
Goryczkowe Czuby i Czerwone Wierchy
Coraz niżej
Po 1h 15minutach docieram do rozstaju Liptovský Košiar, gdzie robię dosłownie kilkuminutowy postój i o dziwo spotykam czworo Słowaków zmierzających na Kasprowy. Ja natomiast skręcam w lewo, zmieniając znaki na czerwone, które wskazują 2 godziny na Przełęcz Zawory. Pierwszy etap trasy to droga asfaltowo-rowerowa, która ciągnie się aż od miejscowości Podbanské, wspomnianą Cichą Doliną Liptowską. Kończy się dosłownie po kilku metrach od rozstaju i dalej już można tylko na nogach. 

700 metrów niżej
Z tyłu
Tam zmierzam
Najpierw szeroka droga wprowadza mnie do lasu, by po kilkunastu minutach odbić w lewo w wąską ścieżkę pośród świerków. Odtąd ponownie podążam w ciszy i samotności. Chociaż miarowo zdobywam kolejne metry, kompletnie nie czuć przewyższenia. Podłoże jest miękkie i wygodne, a na pierwszy rzut oka widać, że nie chodzi tędy wielu turystów - wskazuje na to wąska ścieżka z zarastającą glebą. Widać również obecność zwierząt, a o tym już świadczą jagodowe placki na szlaku 😜 Niebawem opuszczam piętro lasu, a wraz z pojawieniem się kosówki i rozległych hal, odsłania się przede mną ponownie widok na Czerwone Wierchy oraz potężne Rycerowe. Ależ tu jest pięknie… 😍

Taki szlak
Goryczkowe i Czerwone Wierchy
Rycerowe
Chociaż przez kolejne 30 minut widoki są bardzo podobne, to wcale mi ten fakt nie przeszkadza. Słychać śpiew ptaków, szum potoku, szelest trawy. Jestem tylko ja i przyroda, żadnych przypadkowych turystów, nikogo, kto by zakłócił ciszę. Wsłuchuje się we własny oddech, stawiam kolejne kroki, zatrzymuje się, wyciągam aparat, idę, znów się zatrzymuję i tak przez kolejne minuty, aż wyłania się przede mną w oddali przełęcz, na którą zmierzam. Nie potrzebuję niczego więcej.

Walentkowy
Rycerowe
Od Beskidu przez Kasprowy, Goryczkowe, aż po Ciemniak
Już widać przełęcz, a raczej obie przełęcze
Po łącznie 1h 30 minutach staję na Przełęczy Zawory. Patrzę, biorę głęboki wdech i ogarnąć nie mogę tego wszystkiego zmysłami… Jestem tutaj po raz drugi i tak jak wtedy, to miejsce kradnie moje serducho kompletnie. Nie wiem, co właściwie napisać, bo te tereny to zdecydowanie moje miejsce na ziemi. Ja po prostu tam stoję i patrzę jak zahipnotyzowana na wszystko, co mnie otacza. Wiem, że jestem we właściwym miejscu. Milczę i patrzę, bo w takich momentach słowa są zbędne...

Cichy Wierch i grzbiet Rycerowych
Zadnie Rycerowe w pełnej krasie
Niekończące się hale z widokiem na Goryczkowe, Czerwone Wierchy i Giewont
Gładka Przełęcz i Gładki Wierch
Cubryna, Koprowy i Ciemnosmreczyńskie Stawy
Hrube, Krywań i Cichy Wierch
Walentkowy z pachołem
Bo życie nie składa się z sumy oddechów, lecz chwil które zapierają dech w piersiach 💚
Śniadanie oczywiście spożywam na Zaworach i siedząc na ławce, cały czas obserwuję otoczenie. Kiedy przychodzi właściwy i znany tylko mi moment, ruszam w dalszą drogę – na Gładką Przełęcz, po kolejną porcję piękna. Szlak czerwony trawersuje zachodnie zbocza Gładkiego Wierchu, jest niewymagający, a odcinek łączący obie przełęcze zajmuje nie więcej niż kwadrans. Oczywiście nie sposób nie zatrzymywać się po drodze, bo choć krajobraz niby ten sam, to punkt patrzenia zmienia punkt widzenia… 

Szlak na Gładką Przełęcz
Za plecami 😮😮😮
Grzbiet prowadzący na Walentkowy oraz wyłaniające się szczyty po drugiej stronie przełęczy
Gładka Przełęcz i niebiańskie wariacje
Kiedy docieram na przełęcz, jest dokładnie taka, jaką ją zapamiętałam. Chociaż nie, dzisiaj uczucia mi towarzyszące są znacznie silniejsze. Choć widok mnie nie zaskakuje, bo dokładnie wiem, czego się spodziewać, to jest w tym miejscu coś magicznego. Dla mnie jest to zdecydowanie najpiękniejsze miejsce w Tatrach i niech ludzie mówią, że jest inaczej, ja właśnie tak czuję – duszą i serduchem. To trochę takie uczucie, kiedy wpadasz do króliczej nory, a wyskakujesz w zupełnie niespodziewanym miejscu, wręcz nieprawdopodobnym by istniało. Siadam i oddycham, bo cóż więcej wypada… 

Na miejscu – Walentkowy i Świnica w tle
Dolina Pięciu Stawów Polskich – 4 stawy polskie pod zboczami Miedzianych oraz w tle Lodowy
Zbliżenie na Bielskie
Rycerowe i Liptowskie Kopy oraz Zawory po lewej
Zadni Staw Polski w otoczeniu Świnicy, Niebieskiej Turni, Zawratu oraz Małego Koziego Wiechu
Kozie Czuby i Kozi Wierch
Ludziki na Zawracie oraz doskonale widoczny obryw Niebieskiej Turni
Ten kolor hipnotyzuje 😮 Zdecydowanie jeden z moich ulubionych stawów
Miedziane, Rysy, Szpiglasowy, Mięguszowiecki Szczyt Wielki, Cubryna, Koprowy Wierch
Moje miejsce ❤
Oj jak ja bardzo nie chciałam stamtąd wracać. To taki stan tęsknoty za czymś, co jeszcze się ma w danej chwili, ale ta chwila już się kończy, już wiemy, iż nie ma odwrotu, że to ten czas, kiedy trzeba wstać, wziąć głęboki oddech i odwrócić się plecami do tego miejsca. Idę powoli, niespiesznie, jakby próbując jeszcze walczyć, ale wiem, że ta walka jest z góry przegrana. Wiem również jedno – wrócę, na pewno.
Po kwadransie ponownie jestem na Zaworach i tym razem bez przystanku obieram właściwą ścieżkę. A no właśnie… Kiedy planowałam tę konkretną wycieczkę w domowym zaciszu, trasa zakładała powrót tym samym szlakiem, którym tu dotarłam. Jednak już będąc na Słowacji, pojawił się plan B i choć do końca nie byłam przekonani o jego realizacji, to jednak niezmiernie mnie kusił. Po pierwsze wariant ten znacznie skracał wędrówkę i to nie tylko kilometrowo, ale przede wszystkim przewyższeniowo, po drugie kusił, bo kusi wszystko co zabronione i nielegalne 😉 Nie byłam jednak przekonana, czy na miejscu odnajdę tę właściwą ścieżkę, ale poszło o wiele łatwiej, niż mi się wydawało i tak po chwili już maszeruję starym zielonym szlakiem ku Przełęczy Liliowe… 😎


Ostatnie spojrzenie na pożegnanie
Gładki Wierch z nowej perspektywy
I plan - Zawory i Cichy Wierch, II plan - Hrube i Krywań
Jeszcze nie tak dawno siedziałam na tamtej ławce…
Ścieżka jest całkiem wyraźna i nie sposób się zgubić, zwłaszcza że na głazach doskonale widać resztki zielonej farby. Na początku idę delikatnie w górę, trawersując zachodnie stoki Walentkowego Wierchu, a widoki seryjnie urywają, to co powinny urywać. Chyba najpiękniejszym momentem tego trawersu jest stado kozic mknących poniżej mnie. 20 sztuk wręcz płynęło po stoku, a tupot ich racic dźwięcznie odbijał się w moich uszach. Czysta natura… 

Nieustannie szlakiem 😉
Trawers
Cały czas na granicy 1700-2000m n.p.m.
Po obejściu Walentkowego Wierchu pora na małą utratę wysokości, a przebiega ona dość kruchym żlebem. Ścieżka wciąż wyraźna, doprowadza mnie po godzinie do Walentkowej Doliny, a przede mną wyłania się nowa panorama – na Świnicę, Świnicką Przełęcz, Beskid, Kasprowy oraz oczywiście Liliowe, na które zmierzam. Ścieżka w dolinie znika wśród głazowiska, jednak teren jest świetnie okopczykowany i już po chwili znajduję się na zboczach Pośredniej i Skrajnej Turni. Dróżka ma ponownie wyraźny zarys, a i szlak zielony się pojawia. 

Skrajna Turnia, Pośrednia Turnia, Świnicka Przełęcz i Świnica
Kasprowy, Beskid i Liliowe
Walentkowa Dolina
Z tyłu Walentkowy Wierch oraz wyłaniający się Krywań
Odkąd wędruję z widokiem na cel, morale zasadniczo się poprawiają, no bo wiadomo, niby ścieżka wyraźna, a pogubić zawsze się można. Ten mój pierwszy off road poszedł zdecydowanie gładko, a świadomość zaoszczędzenia około 1,5 godziny i 800 metrów przewyższenia działa budująco. Po 1h 30 minutach wyłaniam się zza kosówki i siadam na przełęczy Liliowe. I made it! 

Widok na Beskid z przełęczy
Tatry Zachodnie – na środku kadru Tomanowa Przełęcz, niegdyś dostępna szlakiem turystycznym
Na przełęczy urządzam sobie popas, nigdzie się nie spiesząc. W końcu mam w zanadrzu sporo czasu 😃 Do pokonania w zasadzie został tylko odcinek do Kasprowego Wierchu przez Beskid, a potem zjazd kolejką. Mimo wszystkich skrótów i udogodnień, całość wędrówki wyniosła 15 kilometrów i 1000 metrów przewyższenia, więc łażenia nie zabrakło. Na Liliowym niestety zderzam się z zupełnie odmiennym światem, aniżeli tym, z którym do tej pory obcowałam. Od rana byłam sam na sam z naturą, mogłam się w nią wsłuchać i mieć na wyłączność. Lubię być egoistką w górach, dlatego właśnie szukam takich miejsc, gdzie inni nie chodzą.
Beskid właściwie zdobywam bez zatrzymania i dopiero na Kasprowym przystaję na chwilę przed zjazdem, by pożegnać się z Tatrami. Tak kończę 10-dniowy urlop w tym paśmie. Kupuję pamiątki w sklepiku PKL przy górnej stacji kolejki i zjeżdżam niczym sardynka w puszce aż do Kuźnic. 


Zielona Dolina Gąsienicowa w otoczeniu Kościelca i Świnicy
To jest już koniec…
Ostatni kadr – Beskid i Świnica
Ten ostatni dzień w Tatrach uświadomił mi po raz kolejny, czego szukam w górach i co najbardziej mnie cieszy. Szlaki nieuczęszczane, długie, miejsca niepopularne, to właśnie moja bajka. Gładka Przełęcz i jej okolice to zdecydowanie kraina czarów i gdybym sama nie wpadła do tej króliczej nory, nie uwierzyłabym na słowo, że istnieją takie tereny. To miejsce, w które chcę wracać niejednokrotnie, miejsce, które chcę odkrywać za każdym razem na nowo, to w końcu miejsce, które ma szczególną dla mnie wartość. Opuszczam Tatry szczęśliwa i spełniona, wracam do domu wyciszona, a zarazem pełna energii i mocy. Uwielbiam ten błogi stan, niczym narkoman po świeżej dawce 💚


A.N.
12.09.2018



2 komentarze:

  1. Rejon mi znany i również uważam, że widok z Gładkiej Przełęczy jest bardzo ładny i jak najbardziej warty zobaczenia. Fajnie Wam ten tatrzański urlop się udał :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, fajnie się wspomina podczas zamieci za oknem :)

      Usuń