Zawrat – cel sam w sobie


Zawrat darzę sentymentem. To miejsce które kiedyś mnie zauroczyło, a dziś ma mi pomóc odnaleźć spokój. Kto by pomyślał, że ten dzień sprawi, iż znienawidzę Polskie Tatry…
15 września - godzina 6 minut 40. To właśnie wtedy zajmujemy jedno z ostatnich miejsc na parkingu w Palenicy Białczańskiej i zaczyna się nasz mały horror. Niedziela i piękna pogoda sprawiły, iż na najpopularniejszej asfaltówce w Tatrach meldują się tłumy. Kolejka przy kasach, wymijanie na szlaku, hałas. Staram się nie myśleć o negatywach i mimo wszystko się wyciszyć. Przecież jest rześki poranek, piękny, musi być pięknie… 


Przecież jest pięknie
Wodogrzmoty
Po 30 minutach marszu odbijam w prawo ku doskonale znanej Dolinie Roztoki i choć wydaje się, że cały tłum zmierza wprost nad Morskie Oko, to niebawem i tu doganiamy innych wędrowców. Ponownie zaczynają się mijanki, ponownie hałas, a ja mimowolnie przyspieszam, oddycham i jeszcze bardziej przyspieszam, zaraz chyba zacznę biec. Byle dalej stąd, byle szybciej, byle wyżej… Po upływie 1,5h mijam Siklawę, oblężoną przez turystów i gnam dalej ku Dolinie Pięciu Stawów. Choć jest dopiero 8:30 to na wąskiej ścieżce powoli robią się zatory. A ja znowu chcę biec, chcę uciec w głąb ciszy, no gdzież ona jest…?! 

Siklawa
Po kolejnych 20 minutach drogi przez mękę moim oczom ukazuje się Wielki Staw i ten słynny kamulec, z którym każdy posiada zdjęcie. Ludzi w dolinie jest multum, znowu głośno, znowu jakoś tak dziko. Przymusowy postój na śniadanie robimy kawałek dalej w kosodrzewinie, a jem w pośpiechu nie tylko ze względu na lodowaty, jesienny wiatr, ale również by jak najszybciej się stąd oddalić. Nie taką Piątkę chcę zapamiętać, nie w takiej chcę być… 

Liptowskie Mury 💛
Ach ten kamulec…
Ruszamy dalej i choć tłum systematycznie się przerzedza na kolejnych rozstajach, to dopiero po minięciu odbicia na Szpiglas mogę powiedzieć o sytuacji idealnej. Dopiero wtedy zwalniam kroku, wsłuchuje się w wiatr, przystaję, by zapatrzeć się na otaczające mnie ściany. Od tej chwili przenoszę się w zupełnie inny wymiar, to przyroda i cisza mnie tam teleportują. Dostrzegam szelest trawy na wietrze, echo głazów na zboczach, czy szum wody w potoku. Szczelnie zamknięta dolina zamyka i mnie w swoich czeluściach, jednocześnie otwierając głowę, a spośród tysiąca myśli zostaje tylko jedna. Oddychać 💙

Droga przez dolinę
Liptowskie Mury
Byle dalej
Gładki Wierch i Gładka Przełęcz
Kołowa Czuba i wierzbówka kiprzyca
Kozi Wierch
Szlak niebieski na Zawrat niebawem nabiera intensywności i zakosami wprowadza w zadnią część doliny, ukrytą wcześniej za ścianą Kołowej Czuby. Jeszcze przez moment obserwuję cztery stawy polskie, ale już niebawem znikają na poczet Zadniego Stawu – tego który przyciąga mnie najbardziej. Z sentymentem również spoglądam w kierunku Gładkiej Przełęczy, która skradła moje serducho już dwukrotnie. I patrzę również na Zawrat - ten za którym tak się stęskniłam. Teraz jest mi dobrze.

Tatry Bielskie, Miedziane oraz staw Przedni, Mały i Wielki
Z widokiem na Kozi Wierch
Czarny Staw w towarzystwie Szpiglasowego i Koprowego Wierchu
Walentkowy Wierch i Zadni Staw
Gładki Wierch i Gładka Przełęcz
Ostatni odcinek na przełęcz jest kompletnie niewymagający, więc miarowym tempem po głazach trawersuję zbocze Kołowej Czuby. O 11:20 meldujemy się wreszcie na Zawracie i choć ruch turystyczny jest tu całkiem spory, to siadam na uboczu i odcinam się od reszty. Cudowna pogoda, genialny widok – zamykam oczy, oddycham, jest mi dobrze. I choć dotarcie tutaj mocno nadwyrężyło mnie psychicznie, to teraz wszystko idzie w niepamięć. Warto, dla tych kilku uderzeń serca i wdechów, warto! 

Patrzę tam gdzie mnie ciągnie…
Genialny szlak z genialnym widokiem
Lubię ten kadr 😊
Zadni Staw Polski
Miedziane ze Szpiglasowym, a za nimi Staroleśny, Gerlach, Rysy, Wysoka i Mięguszowieckie Szczyty
Tatrzańskie warstwy
Zejście do Gąsienicowej
Początek Orlej Perci
Około 13:00 niechętnie pakuję plecak, po czym zbieramy się do zejścia. Przed nami około 3 godzin wędrówki, ale doskonale wiem, że tylko godzina będzie przyjemna, a potem czeka mnie powrót do hałaśliwego piekła… Odcinek Zawrat – Dolina Pięciu Stawów jest niesamowicie przyjemny, widokowy i relaksujący. Zejście przebiega ścieżką po głazach, co fizycznie kompletnie nie nadwyręża ani mięsni ani stawów. No i te widokówki po drodze – człowiek dałby się pokroić za te panoramy 😀

Opalony Wierch z Lodowym w tle
💙
Po zapowiadanej godzinie docieramy do schroniska w Dolinie Pięciu Stawów i czar pryska. Spokój, azyl, natura – wszystko to bezpowrotnie ucieka na poczet kolejki do toalety, kolejki do baru i tłumów na zewnątrz. Marudzę, ale w końcu słoneczna, jesienna niedziela przyciąga turystów i nie ma co się dziwić, skoro dolina jest jedną z najpiękniejszych w polskich Tatrach. Choć powrót do Palenicy trwa długie 2 godziny, to moja podświadomość całkowicie wypiera ten etap z pamięci. Na parkingu kupuję piwo, odpalam Marlboro i odpoczywam. Tym razem psychicznie…
Zawrat to miejsce dla mnie wyjątkowe i choć większość turystów woli widoki z Krzyżnego, to ja mam sentyment właśnie do Zawratu. Jest mój i kropka. Dzisiejszy dzień był jednak nadzwyczaj dziwny i bardzo skrajny. Choć naładowałam baterie i znalazłam swój zakątek, to wyleczyłam się z polskiej części Tatr na bardzo długo. Długo nie wrócę w te rejony, ale dziś stosuję pamięć wybiórczą i wyławiam tylko te dobre momenty. Muszą mi wystarczyć do kolejnego poszukiwania siebie 💙


A.N.
15.09.2019



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz