Rok 2020 zdecydowanie ograniczył wachlarz górskich wędrówek, zwłaszcza kiedy mieszka się na południu i jest się zakochanym bez pamięci w Słowacji. Bardzo jednak chciałam poczuć w płucach tatrzańskie powietrze i choć wybór w polskiej części tego pasma nie jest duży, to nie było jakby innej opcji. Pole manewru jeszcze bardziej się zawęża, kiedy chce się pójść w nowe miejsce, a pewne doliny omija szerokim łukiem. I tak w całej tej zawiłości pośród tatrzańskich grzbietów stoi Ornak i woła do siebie.
Nieco przed 8:00 zostawiam samochód na jednym z parkingów w Kirach i ruszam w kierunku Doliny Kościeliskiej. Krajobraz pogrążony jest jeszcze w cieniu, a chłodne powietrze wdziera się we wszystkie zakamarki nieosłonięte odzieżą. Narzucam niezwłocznie szybkie tempo i przy szumie potoku przemierzam kolejne kilometry. Mijam kolejno odnogi doliny, podziwiając przy tym jej walory. Na Ornak można dostać się właśnie Kościeliską i dalej na przełęcz Iwaniacką lub równoległą Chochołowską. Kto jednak czyta namiętnie bloga ten wie, że z Chochołowską to my się nie lubimy 😉
|
Wlot Doliny Kościeliskiej |
|
W oddali Bystra w pierwszych promieniach słońca |
Do schroniska na Polanie Ornak muszę pokonać 5,5km i nie ma co liczyć na śniadanie w ciepłym budynku, bo w dobie pandemii obiekty nawet te górskie mogą świadczyć jedynie usługi na wynos. Po godzinie docieram pod jego podwoje i delektując się widokiem na Bystrą, zajadam swoje kanapki. Wciąż jest niesamowicie zimno, więc postój należy do tych ekspresowych i już niebawem obieram żółty szlak ku Przełęczy Iwaniackiej. Trzeba rozgrzać zmarznięte kości. |
Widok spod schroniska |
|
Schronisko |
|
Kierunek Iwaniacka! |
Opuszczam polanę, by na moment schować się w lesie, a potem w końcu dopadają mnie pierwsze promienie słońca. W momencie zrzucam z siebie zbędną odzież i pnę się konsekwentnie w górę. Szlak żółty praktycznie na całej długości prowadzi kamiennym duktem, naprzemiennie lasem i odkrytym terenem. Minusem porannych przymrozków jest mokra skała, na której trzeba uważać, by nie podjechać, ale w górę nie sprawia większych problemów. 2-kilometrowy odcinek pokonuję w godzinę i tym samym melduję się na Iwaniackiej Przełęczy. Nie ma co zbytnio przeciągać - ruszam na szczyt! |
Iwaniacka Przełęcz w otoczeniu drzew |
Obieram szlak zielony, którym według tabliczek powinnam dotrzeć na Ornak w 1,5 godziny. Idę wygodnie wciąż po ścieżce usłanej kamieniami, a im jestem wyżej, tym piękniej prężą się przede mną Czerwone Wierchy, które jesienią przebierają tenże kolor dzięki roślinie sit skucina. Za plecami dostojnie stoi Kominiarski Wierch, a z przodu rozpościera się długie i mega intensywne podejście. I gdyby nie te widoki, to niechże mnie piorun trzaśnie, jaki wycisk daje ten szlak. Momentami naprawdę ciężko złapać oddech, a jeśli liczycie choć na kawałek płaskiej ścieżki, to nie łudźcie się. Nawet kiedy pojawiają się zakosy, to trzeba nogi targać wysoko w górę… |
Czerwone Wierchy i Tomanowy Wierch |
|
Kominiarski Wierch |
|
Chwila oddechu na szlaku |
Po 45 minutach walki z kondycją i motywacją w końcu wyłaniam się na powierzchnię i pośród pachnącej kosówki wbijam wzrok w grzbiety Tatr Zachodnich. Krajobraz momentalnie zmusza mnie do postoju, a ja patrzę jak zahipnotyzowana na Rakoń, Kończysty, Wołowiec, Rohacze, Osobitą i Bobrowiec. Tatrzańskie szczyty niczym warstwy tortu układają się jedna za drugą, a radość patrzenia na te śliczności jest ogromna. Więc stoję i patrzę, i rozkoszuję się okrutnie.
|
Pierwszy kontakt wzrokowy |
|
Polana Chochołowska, Bobrowiec, Osobita, Grześ |
|
Warstwy ❤ |
Po chwili ruszam dalej i dosłownie po kilku krokach docieram na Suchy Wierch Ornaczański, którego szczytowe plateau, wręcz zachęca do konsumpcji śniadania. Bez wahania znajduję miejsce dla siebie i odpoczywam w otoczeniu tatrzańskich grzbietów. Doskonale widzę swój cel – Ornak, ale również całą grań od Starorobociańskiego po Trzydniowiański, od Wołowca po Grzesia, czy od Bystrej po Czerwone Wierchy. Listopadowe powietrze dzisiaj rozpieszcza – słońce i bezwietrzna pogoda pozwalają w pełni korzystać z tej górskiej wędrówki. A ja naprzemiennie zamykam oczy i wdycham łapczywie powietrze, by po chwili je otworzyć i pochłaniać krajobraz.
|
Tatrzańskie grzbiety |
|
Trzydniowiański, a za nim Wołowiec i Rakoń |
|
Starorobociański, Kończysty i Jarząbczy |
|
Kamienista i Smreczyński |
Niebawem ruszam w dalszą drogę, choć w zasadzie niewiele jej mi zostało. Zdobycie Ornaku jest już tylko formalnością, a wędrówka ścisłym grzbietem to istna rozkosz. Ruch turystyczny jest znaczny, ale nawet na wąskiej ścieżce nie ma problemu z wyminięciem. Na wysokości 1854m n.p.m. melduję się po 5 minutach i znów rozsiadam się na wierzchołku, delektując się otaczającą panoramą. Z jednej strony chciałabym zostać tu jak najdłużej, a z drugiej nogi spontanicznie poszłyby przed siebie, kontynuując beztroski marsz granią. Ale listopadowe, krótkie dni nie pozostawiają złudzeń – dzisiaj pozostaje wrócić tą samą trasą. Ale nie od razu, najpierw akumulatory muszą być pełne, muszą naładować się w 100%!
|
Wolność! |
|
Najwyższy szczyt Tatr Zachodnich – Bystra |
|
Kamienista i Bystra |
|
Czerwone Wierchy i Tatry Wysokie |
Kiedy nadchodzi czas powrotu w doliny, idę wolnym krokiem, jeszcze bardziej łapczywie chłonąc otaczający mnie krajobraz. Chociaż jest dopiero 13:00, to słońce powoli kładzie się na grzbietach, ocieplając je zupełnie nową barwą. Mijam ponowie Suchy Wierch Ornaczański, spoglądam w tył na Ornak, po czym zanurzam się w kosówce i zaczynam tracić wysokość.
|
Z tyłu pozostawiam Ornak i Bystrą |
|
Grześ, Osobita, Bobrowiec, w dole Polana Chochołowska |
Odcinek do Przełęcz Iwaniackiej mija bez problemów, choć nieco obawiałam się, że spowolni mnie mokra skała. Po 30 minutach skręcam w prawo i na dobre chowam się w cieniu drzew. Od Hali Ornak dzieli mnie godzina drogi, ale muszę być bardzo uważna, bo tutaj kamienny dukt jest jeszcze bardziej zdradliwy. Niestety nawet pełna koncentracja mnie nie ratuje przed upadkiem, który odczuwać będę jeszcze przez wiele, wiele dni. Obita kostka, posiniaczona ręka i stłuczony odcinek lędźwiowy na szczęście pozwalają mi dokuśtykać na polanę, a potem już nieco żwawiej do samochodu.
|
Ostatnie promienie słońca na polanie Ornak |
Ornak chociaż ma niebywałą konkurencję wokół siebie, to wypada na tle tych szczytów całkiem przyzwoicie. Ba! Nawet imponująco. Rozległa panorama i nieco mniejszy ruch turystyczny z pewnością zachęcają do jego zdobycia. Ogromnym minusem jest niestety katorżnicze podejście z Przełęczy Iwaniackiej, którego nie sposób pominąć, chcąc wdrapać się na szczyt. Nie ukrywam jednak, że kiedy po wyjściu z piętra kosodrzewiny spoglądamy na pierwszy tatrzański kadr, całe podejście idzie w zapomnienie. Także ja na Ornak zdecydowanie zapraszam 😊
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz