Szlaków na Królową Beskidów jest na pęczki i różnią się one między sobą wszystkim, co możliwe. Tak jak wiele tras, tak wielu śmiałków ją zdobywa, bo i fejm na mieście, kiedy się powie o zdobyciu Babiej. Ja postanowiłam odwiedzić ją po raz dziesiąty i choć tej zimy już stałam na jej szczycie, to zapragnęłam również latem. Wybieram trasę nietypową, bo od Słowacji, ale nie jak większość piechurów żółtym w górę, ale dla odmiany najpierw czerwonym na Cyl, a potem dopiero na Diablak. W tym kierunku jeszcze nie robiłam pętli, a i Babiej nigdy nie zdobywałam od Przełęczy Brona, więc będzie to jakby ucieczka od rutyny. Na parkingu w Slanej Vodzie pojawiam się w piątek nieco przed 8:00 i na początek czeka mnie niespodzianka w postaci płatnego parkingu, który jeszcze całkiem niedawno był za darmoszkę. Opłata 2,5€ uprawnia do postoju samochodu, skorzystania z toalety i odebrania napoju w słowackim schronisku.
|
Slaná Voda - schronisko |
|
Cele namierzone – Cyl i Diablak
|
Ruszam na opak wspomnianym czerwonym szlakiem, który przez około 3km będzie prowadził asfaltem. Nim jednak na dobre się rozpędzam, skręcam niepostrzeżenie w prawo w niepozorne krzaki. To właśnie tutaj znajduje się torfowisko Slaná Voda, które jest najlepiej zachowanym torfowiskiem na Słowacji i podlega najwyższemu 5 stopniu ochrony. Ścieżka prowadzi po drewnianym podeście typowym dla bagiennego terenu, a trawa pokryta poranną rosą błyszczy w słońcu niczym diamenty. Powoli stawiam kroki i obserwuję malutkie jaszczurki, które na dobre się nie rozbudziły. Wokół panuje niczym niezmącona cisza, którą ogranicza zaledwie mur kilku świerków. Ten unikalny krajobraz torfowisk za każdym razem mnie wciąga w głąb siebie.
|
Ścieżka wśród bagien
|
|
Poranna rosa skrzy w słońcu
|
|
Mikro jaszczurka
|
|
Natura 💚
|
Po zachłyśnięciu się naturą torfowiska, wracam na szlak czerwony i szybko nabijam kilometry asfaltem. Maszeruję cieniem, co dodaje nieco energii w ten upalny dzień i choć na Małą Babią czeka mnie 3h drogi, to nie zniechęcam się na starcie. Po 40 minutach wreszcie wkraczam na leśną ścieżkę, która choć miejscami błotnista, to ma w sobie jakąś magię. Szlak prowadzi naprzemiennie lasem i odkrytym terenem, a zróżnicowane nachylenie również raz daje odpocząć, a raz daje w… popalić 😉 Ścieżka jest opustoszała, a o małym natężeniu ruchu świadczy jej szerokość i zarastanie przez roślinność. Ostatni odcinek na szczyt pozwala spojrzeć na majestatyczną Królową, a dróżka wśród kosówki i traw doprowadza na wierzchołek Cyla.
|
Szlak czerwony
|
|
Ostatni odcinek na szczyt Małej Babiej
|
|
Mała Babia Góra z widokiem na Pilsko
|
|
Diablak 😈
|
Na Cylu ruch turystyczny jest jak zwykle znikomy, bo i mało kto po zdobyciu Babiej Góry ma jeszcze ochotę na jej młodszą siostrę. Chwilę odpoczywam w kosówce, podziwiając marny krajobraz, który oferuje ciężkie letnie powietrze, po czym ruszam w kierunku Przełęczy Brona. Zejście jest wygodne, przebiega po kamiennej ścieżce, a widok na Diablak hipnotyzuje. Na siodle ruch turystyczny się nasila, a ja odbijam w prawo w kierunku Królowej.
|
Szlak zielony do Przełęczy Brona
|
|
Masyw Babiej hipnotyzuje
|
|
Przełęcz Brona |
Według tabliczek na szczyt Babiej Góry powinnam dotrzeć za godzinę i niech Was nie zwiedzie bliskość wierzchołka, bo podejście potrafi dać wycisk. Początkowo szlak prowadzi ścieżką między świerkami, a wraz z wysokością pojawia się kosówka. Ten odcinek jest najbardziej wymagający, ponieważ nachylenie terenu z sierpniowym słońcem nigdy nie idą w parze. Trzeba jednak przyznać, że miarowe tempo i pozytywne nastawienie sprawiają, iż niebawem najgorsze jest już za mną. Drugi etap szlaku to już przyjemny marsz Pośrednim Grzbietem z minimalną deniwelacją, a podłoże, widoki i szczyt napawają optymizmem.
|
Najpierw między świerkami
|
|
Potem wśród kosówki
|
|
Potężny masyw Babiej Góry
|
|
Pośredni Grzbiet
|
|
Za mną
|
Po 40 minutach melduję się na Babiej Górze, gdzie już urzęduje tłum turystów. Nie doznaję euforii, nie podziwiam widoków, siadam na uboczu i odpoczywam. Na Diablaku byłam tyle razy, że mało co jest w stanie mnie zaskoczyć, a dzisiejsza widoczność niestety nie pozwala cieszyć się ani Tatrami, ani Słowacją i ledwo co Beskidami. Dzisiaj zdecydowanie wędrówka jest kwintesencją dnia, a szczyt tylko chwilowym postojem.
|
Kopuła szczytowa
|
|
Pachoł bez widoku |
|
Nowo postawiony krzyż
|
Niebawem uciekam ponownie na Słowację, a marsz w dół uskutecznię żółtym szlakiem aż do parkingu Slaná Voda. Mapa przewiduje na ten wariant 3 godziny, a ścieżka przebiega najpierw odkrytym terenem, trawersując zbocza Diablaka. Luźne kamienie i słońce może niezbyt współpracują z wędrowcem, ale już po 30 minutach znikam w lesie. Radość trwa jednak krótko, ponieważ większość trasy przebiega w palącym słońcu i na darmo można szukać cienia. Ostatni odcinek Aleją Hviezdoslavova jest już istną katorgą i kiedy w oddali zauważam budynki w Slanej Vodzie są one niczym fatamorgana na pustyni. Wędrówkę kończę około 15:30 po 19 kilometrach marszu.
|
Początek szlaku żółtego
|
|
Wieża widokowa i wierzbówka
|
|
Aleja Hviezdoslavova
|
Pętla na Babią od Slanej Vody jest zawsze spoko. Czy pójdziecie w obranym przeze mnie kierunku, czy na odwrót, trasa spełni Wasze oczekiwania, a mały ruch turystyczny pozwoli nacieszyć się górami. Co prawda ciepły letni dzień niekoniecznie idzie w parze z widokami, więc tym razem musicie zawierzyć mi na słowo, że naprawdę są wyborne. Chociaż... czy istnieje jeszcze ktoś, kto nie był na Babiej? 😜
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz