Jesienna wędrówka na Rakytov [Wielka Fatra]


Październik to miesiąc, kiedy głębiej oddycham, mocniej czuję i wyraźniej patrzę. Czy w połączeniu z odwiedzinami Wielkiej Fatry nie dojdzie do zatrzymania czynności krążeniowo-oddechowych? To ryzyko jest warte podjęcia.
Za cel obieram kawał masywnej góry – Rakytov, jeden z najwyższych szczytów w paśmie. Moja trasa zakłada start szlakiem żółtym, więc zmierzam samochodem do wlotu Doliny Tepla, gdzie można bez problemu zaparkować. Poranek jest rześki, więc nieco dygocąca staram się szybko przebierać nogami, ale początkowy odcinek doliną nie należy do najlepszych rozgrzewaczy. Droga prowadzi wśród drzew, słońce wciąż schowane jest za horyzontem, a nachylenie terenu zupełnie nieodczuwalne. Pierwsze 3 kilometry nie są najciekawsze, więc trochę trzeba je wziąć na przetrwanie i przede wszystkim się nie zniechęcać.

Dolina Tepla
Pierwsze promienie słońca
Po około 45 minutach ścieżka się znacznie zwęża i wreszcie prowadzi wyraźnie w górę. Maszeruję przez las, pod butami szeleszczą liście, a niebawem między drzewami mogę dostrzec pierwsze grzbiety Wielkiej Fatry i Tatr Niżnych. Marsz w promieniach słońca wśród jesiennych widoków, przeplatanych rześkim powietrzem to sama przyjemność. Nogi stawiają mimowolnie kroki, a oczy napawają się tym kolorowym krajobrazem. Po upływie kolejnych 45 minut docieram do Utuliny Limba. Obiekt posiada gospodarza, jest czynny całodobowo, a za nocleg sugerowana opłata to 5€. Na miejscu zastaję jednak tylko rudego kociaka, który korzysta ze słońca, podczas gdy ja go głaskam. Miejsce jest idealne na krótką przerwę, oferując nie tylko ławki, ale i piękny widok. 

Utulina Limba
Widoki spod chaty
Kociak 😻
Kolejny etap mojej trasy to już bezpośrednia wędrówka na Rakytov. Od celu dzielą mnie około 2 kilometry, co przekłada się na godzinę marszu, jednak w tym paśmie matematyczne dane nie mają znaczenia. Tutaj znaczenie mają zmysły, które chłoną każdy milimetr krajobrazu i każdy gram rześkiego powietrza. Maszeruję wciąż szlakiem żółtym, który po krótkim, leśnym odcinku wreszcie wyprowadza mnie na rude połoniny. Odtąd idę wąską ścieżką, trawersując masywne zbocza i podziwiając przy tym coraz bardziej rozległą panoramę. Oddycham głęboko i staram się nie zachłysnąć otaczającą mnie przyrodą. Październik znowu mnie omamił i idę przed siebie jak zahipnotyzowana. W tym transie docieram na Severné Rakytovské Sedlo. 

Szlakowskazy
Połoniny po raz pierwszy
Trawers
Panorama z przełęczy
Ostatnie podejście na Rakytov przewidziane jest na 25 minut i czekają mnie trzy przeciwności losu. Gdy tylko wychodzę na odsłoniętą grań, wtem wiatr zaczyna duć jak oszalały, jakby próbując mnie powstrzymać przed zdobyciem szczytu. Drugim spowalniaczem jest nachylenie terenu, które sprawia, że tętno przyspiesza, a płuca szukają ratunku. Trzecim najbardziej przebiegłym przeciwnikiem jest panorama – wydaje Ci się, że to czasoumilacz, a tak naprawdę to zwykły złodziej kradnący minuty. No bo idziesz sobie spokojnie, pragnąc wdrapać się na wierzchołek, gdy nagle obracasz się za siebie i widzisz taki krajobraz, że na chwilę zamieniasz się w słup soli i gapisz w nieskończoną przestrzeń. Wyobraźcie sobie złotą Wielką Fatrę, zadziorne Tatry, masywne Tatry Niżne, charakterną Małą Fatrę i kilkanaście innych łańcuchów górskich przeplatających się pomiędzy sobą. Stajesz i się zatracasz… 

Nachylenie terenu
Za mną Tanecnica i Wielki Chocz
Panorama na Tatry i Tatry Niżne
Po tej nierównej walce, jakby zaczarowana, staję wreszcie na szczycie Rakytova. Z wierzchołka można podziwiać cały wachlarz pasm górskich, a w ich rozpoznaniu pomoże metalowa róża wiatrów z opisaną panoramą. Mimo że na szczycie z trudem da się ustać na nogach ze względu na porywisty wiatr, to jednocześnie ciężko nie zostać tu chociaż na chwilę. Poza wystawą wschodnią i północą teraz osłonił się widok na zachód i masyw od Ostredoka przez Ploskę aż po Borisov. Przyciąga mnie ten widok niczym magnes, więc nie pozostaje mi nic innego, jak wędrować dalej właśnie w tym kierunku. 

Rakytov - 1567m n.p.m.
Róża wiatrów
Mała Fatra
Wielki Chocz
Zbliżenie na Tatry
Szerszy kadr
Szlak zielony sprowadza drugą stroną Rakytova i będę nim podążać aż do Sedla pod Čiernym kameňom. Zanim jednak tam dotrę, czeka mnie niesamowita wędrówka. Jak wspomniałam kopułę szczytową opuszczam drugą stroną góry, a strome zejście pozwala szybko wytracić wysokość. Cały czas idę odkrytym terenem, a przede mną rozpościera się wciąż genialny widok. Wąska ścieżka pośród spalonych słońcem traw pozwala odkrywać nowe zakątki Wielkiej Fatry, a serducho przyspiesza z nadmiaru wrażeń. Kiedy zdobywam Południową Rakytovską Przełęcz, myślę, że już nic mnie dziś nie zaskoczy. Jak bardzo się myliłam… 

Zejście z widokiem na Borisov i Javorinę
Cierny Kamen, Ploska i Ostredok
Za mną Rakytov
Szlak zielony praktycznie cały czas przebiega odkrytym terenem, tylko na moment znikając w lesie. Raz podążam grzbietem, raz trawersuję zbocza, ale ani na moment nie tracę z oczu jesiennych, genialnych widoków. Za mną dumnie stoi Rakytov, przede mną wciąż Ploska i Borisov, a po lewej stronie coraz bardziej wyraźne i kolorowe Niżne Tatry. Chłodny wiatr przypomina, że to nie sen, choć promienie słońca przenikają mnie jakby na wskroś aż do samej duszy. Wdycham mocno ten październikowy zapach, górska ziemia amortyzuje moje kroki, a oczy jak zahipnotyzowane próbują zmaterializować ten wręcz nierealny, złoty krajobraz. Bo czy tak łatwo uwierzyć, że to miejsce istnieje naprawdę…? 

Tatry Niżne
Widok na Rakytov podczas trawersu
Przede mną Ploska i Borisov
Złote polany
Po około godzinie niesamowitego marszu docieram na Przełęcz pod Czarnym Kamieniem. Tutaj zmieniam znaki na czerwone, które doprowadzą mnie do Liptowskich Revucy. Choć z każdą minutą widoki będą się chować, to cały czas moim towarzyszem będzie jesienna aura i jej eksplozja kolorów. Oczywiście wschodnia panorama mnie nie opuszcza aż do samego dołu, więc szlak jest wręcz wymarzony i nie dłuży się ani chwili. Wraz z utratą wysokości również ustaje wiatr, więc wszystko składa się w spójną, genialną całość. 

Cierny Kamen
Jesienne obrazki
Las 💛
Wschodnia wystawa
Ostatnie metry do wsi
Niestety zejście do wsi nie oznacza końca wędrówki, ponieważ do samochodu muszę cofnąć się około 4 kilometry. Marsz drogą asfaltową zwłaszcza po tak pięknej trasie nie jest szczytem marzeń, ale dziś nawet w dolinach mi się podoba. Pętlę domykam po 20km, około godziny 15:00 i choć troszkę zmęczona, to jakże szczęśliwa.
Wielką Fatrę w październiku traktuję jak obowiązek. Tak, to właściwe słowo. Nie wyobrażam sobie mojej górskiej przygody bez odwiedzenia tego pasma jesienną porą. Ten zakątek na Słowacji mnie całkowicie omamił, zaczarował i odurzył. Gdy tylko zobaczę te masywne grzbiety i złote zbocza, to przepadam. Wielka Fatra wyostrza moje zmysły, a spowalnia bicie serca. To kraina, gdzie mogłabym się zgubić i nigdy nie odnaleźć.

Dovidenia
A.P.

25.10.2021




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz