Brestowa, Salatyny, Spalona – przebiegłe Tatry Zachodnie


Tatry Zachodnie we wrześniu, pogodowa żyleta i Słowacja – brzmi jak plan. Tak właśnie postanowiliśmy spędzić sobotni dzień w górach, dlatego około 7:30 pojawiamy się na parkingu Rohace-Spalena. Tym razem chcemy skorzystać z niemałego ułatwienia, więc udajemy się do wyciągu, który za 8€ zabierze nas na wysokość 1494m n.p.m., zaoszczędzając tym samym 450 metrów podejścia. Po kilkunastu minutach znajdujemy się pod górną stacja kolei, gdzie rozpoczynamy tatrzańską wędrówkę. 

Kolej linowa z widokiem na Osobitą
Obieramy szlak zielony na grzbiet Przedniego Salatyna, który początkowo dość stromo prowadzi wśród kosówki. Niebawem ścieżka wyłania się na otwarty teren, gdzie możemy obserwować pierwsze szczyty i zbocza Tatr Zachodnich. Aktualnie idziemy zakosami, co pozwala szybko zdobywać wysokość, a zarazem podziwiać jesienny krajobraz - złote źdźbła sit skuciny, fioletowe wrzosy i czerwone borówczyska. Po 50 minutach osiągamy grzbiet Przedniego Salatyna, skąd pierwszy raz możemy spojrzeć na naszą dalszą trasę. Otoczenie jest wyborne.

Szlak zielony z widokiem
Wrzosy 💜
Przedni Salatyn
Widok na Brestową
Następnie zmieniamy znaki na niebieskie i kierujemy się na Brestową. Szlak prowadzi wąską ścieżką najpierw po równym terenie, a potem już ostrzej w górę. Mimo wszystko odcinek nie jest wymagający i już po 20 minutach marszu stajemy na szczycie. Brestowa ma wysokość 1934m n.p.m. i znajduje się w grani głównej pomiędzy Salatynem, a Zuberskim Wierchem. Z wierzchołka nie tylko możemy podziwiać Tatry Zachodnie, ale także Tatry Wysokie. Kopula szczytowa jest rozległa, więc siadamy na jej wschodnich zboczach, by skonsumować śniadanie. Chłodne powietrze smaga policzki, a słońce rozświetla krajobraz.

Szlak na Brestową
Przełęcz Parichvost
Brestowa - szczyt
Przebyty szlak oraz grzbiety Tatr Zachodnich
Tatry Wysokie
Tatrzańskie granie
Na zachód Mała Brestowa, Babia Góra i Pilsko
Po odpoczynku kontynuujemy wędrówkę szlakiem czerwonym. Naszym celem jest Salatyn, natomiast najpierw musimy zejść do Sedla Parichvost, skąd będziemy uskuteczniać podejście. Choć odcinek może się wydawać łatwy, to piarżyste podłoże jest skutecznym wrogiem szybkiego marszu. Nie ma co ukrywać, szlak jest w stanie fatalnym – pełen luźnych kamieni i piargu, który co rusz ucieka spod butów. Zdecydowanie lepiej idzie się w górę, przy tym podziwiając panoramy na tatrzańskie warstwy oraz jesienne rude zbocza.

Za nami Sedlo Parichvost i Brestowa
Panoramy
Po 50 minutach zdobywamy szczyt Salatyna i kierujemy się na Mały Salatyn, które tworzą jeden spójny masyw. Ruch turystyczny jest umiarkowany – co prawda nie jest pusto, ale obłożenie tak się rozkłada, że praktycznie wędrujemy sami. Na wierzchołku ponownie robimy przerwę, ponieważ dziś plan zakłada niespieszny dzień na tatrzańskich szlakach. Ze zboczy Salatyna obserwujemy niesamowite krajobrazy, a także dalszą trasę – Skrzyniarki, Spaloną i Pacholę, których poszarpane granie w niczym nie przypominają łagodnych Tatr Zachodnich.

Widok z Salatyna na Brestową i Przedni Salatyn
Salatyn
Otaczający krajobraz
Dalsza trasa
Po odpoczynku ruszamy na Spaloną, od której dzielą nas 2 kilometry marszu w skalnym terenie. Szybko tracimy wysokość ponownie zdradliwym piargiem, po czym rozpoczynamy podejście po skałach. Szlak czerwony głównie prowadzi ścisłą granią, ale powstało sporo ścieżek omijających najtrudniejsze momenty. W większości jednak ciężko stwierdzić, którędy właściwie prowadzi znakowana droga, ponieważ farba jest ledwo widoczna na kamieniach i trzeba iść na intuicję. Największy problem pojawia się przy ekspozycji, kiedy nie wiadomo, czy człowiek wspina się poprawną drogą i nie ładuje w trudny teren. Jestem zażenowana stanem szlaku turystycznego, ponieważ po polskiej stronie Tatr mamy fantastyczne oznaczenia i doskonale utrzymane ścieżki przez TPN. Tutaj niestety nie do końca można czuć się bezpiecznie i to samo tyczy się łańcuchów na Skrzyniarkach, które łapię na słowo honoru, asekurując się o bloki skalne. Na Spaloną docieramy po godzinie trudnej drogi – nie tylko przez wspomniany stan szlaku, ale również utracona kondycja daje o sobie znać przy dzisiejszych przewyższeniach. Siadamy na trawiastej kopule Spalonej i podziwiamy tatrzańskie granie - krajobraz jest piękny i nim będę regenerować zmęczone ciało.

Łańcuchy na Skrzyniarkach
Przed nami Spalona
Skrzyniarki - przebyta trasa
Ten widok rekompensuje wszystko 💛
Na Spalonej zapada również ciężka decyzja. Nie pójdziemy już na szczyt Pachoła – brak sił nie pozwala kontynuować wędrówki w górę, zwłaszcza że potrzebna byłaby wciąż pełna koncentracja w trudnym terenie. Wybieramy nieznakowaną ścieżkę, która ucieka do Spalonej Doliny, gdzie łączy się z wariantem żółtym. Poza szlakiem oczywiście podłoże jest jeszcze gorsze i choć droga prowadzi zakosami, to buty nie mają kompletnie żadnej przyczepności na piargu. Męczymy się strasznie, idąc tym skrótem, ale to był dzisiaj jedyny słuszny wybór. Jak się niebawem okazuje, nie jesteśmy jedynymi osobami, które zrezygnowały z wejścia na Spaloną i skorzystały z tej ścieżki. Kiedy ponownie wracamy na szlak turystyczny wcale nie jest lepiej - co prawda nachylenie terenu łagodnieje, ale luźne kamienie nie ułatwiają wędrówki. Zapomniane mięśnie powoli zaczynają przypominać o swoim istnieniu.

Pożegnanie ze szlakiem i Pachołem
Ścieżka Spaloną Doliną
Po łącznie 1h 40 minutach minutach docieramy na Razceste pod Prednym Zelenym, skąd szlak robi się bardziej przystępny. Kamienny dukt prowadzi piętrem reglowym, a stopnie i zakosy pozwalają szybko tracić wysokość. Wreszcie można stawiać pewnie krok i się nie ślizgać, temperatura w lesie również jest przyjemniejsza. Po 20 minutach docieramy do punktu, gdzie można skręcić do Rohackiego Wodospadu. Szczerze polecam tę możliwość, bo dosłownie za zakrętem słychać huk spadającej wody, a na ciele można poczuć kropelki rosy. Kaskada ma wysokość 23 metrów, spada z pionowego progu skalnego, po czym rozbija się na kamieniach.

Rohacki Wodospad
Od wodospadu pozostaje do samochodu 3 kilometry marszu, a jeśli dodam, że ponad połowa będzie przebiegać drogą asfaltową, to stopy aż podskakują z radości. Zamykamy pętlę po 12 kilometrach i choć dystans dziś był niewielki, to jak pokazał dzień, jest wiele innych czynników, które potrafią zaburzyć wędrówkę.
Trasę w Tatrach Zachodnich podzieliłabym na dwa etapy – pierwszy łagodny, widokowy, taki jak lubię najbardziej oraz drugi skalny, bardziej wymagający. Zachwyciły mnie dziś rude zbocza i nadchodząca wielkimi krokami jesień, natomiast stan szlaku mnie zasmucił i zdekoncentrował. Trochę nie na takie Tatry dziś liczyłam, ale doceniam każdy moment tej wędrówki. 

Trasa
A.P.
21.09.2024



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz